Mój Luby znalazł gdzieś źródło pieczywa. Źródło o tyle sympatyczne że przywozi cały worek tego dobra nie obciążając naszego budżetu. Pierwsza dostawa zaskoczyła mnie niezmiernie. Część zamroziłam, część zjedliśmy. A co z tymi które zczerstwiały?
Nie lubię wyrzucać żywności. Nie i już. Zaczęłam więc kombinować.
wzięłam:
bochenek mocno czerstwego chleba
3/4 l mleka
2 jajka
bułkę tartą
sól, pieprz
gałkę muszkatołową
cebulę
dowolny farsz (opcjonalnie)
Chleb skroiłam w mniejsze kawałki i zalałam ciepłym mlekiem. W międzyczasie skroiłam i zeszkliłam cebulę. Wymieszałam tłuczkiem do ziemniaków, dodałam jajka i przyprawy i cebulę. Mieszając dosypywałam co jakiś czas bułkę tartą. Kiedy osiągnęłam konsystencję pozwalającą lepić knedle, zaczęłam formować kluski i nadziewać je farszem odkrytym wcześniej w zamrażarce. Wrzucałam na gorącą wodę na 15 min lub do wypłynięcia.
Babcia powiedziała mi, że można je mrozić. Przypomniała też że czasem jadłam je z sosem zamiast ziemniaków.
Smak? ogólnie dobre, mało sztampowe. Nie potrafię bliżej opisać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz